Kategorie
wojna na Ukrainie

Chrześcijańska postawa na Ukrainie a przyszłość polskich sił pancernych

Prezentujemy tutaj niezwykle interesującą i naszym zdaniem wartościową analizę, której autorem jest politolog z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie dr Łukasz Stach. Ten znawca militariów i procesów geopolitycznych zwrócił uwagę na konsekwencje przekazania przez Polskę wojskom ukraińskim ogromnych zasobów broni pancernych. Obok haubic samobieżnych Krab i posowieckich czołgów T-72, strona polska przekazała na front wojny z Rosją także modernizowane już w III RP czołgi PT-91 „Twardy”. Jednocześnie minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak zapowiedział pozyskanie przez Polskę poprzez zakup i transfer technologii gigantycznej liczby nowych czołgów K2. Jak to wszystko ocenia dr Łukasz Stach? Zapraszamy do lektury.

Dodajmy przy tym, iż nie brakuje głosów przekonujących, że niezwykle hojna i chrześcijańska postawa naszych władz zagraża zdolnościom bojowym polskich Sił Zbrojnych? Oprócz licznych inicjatyw pomocowych o charakterze społecznym, ekonomicznym, charytatywnym (jak np. zbiórka funduszy „Polacy Ukrainie”, którą koordynuje Stowarzyszenie Piotra Skargi), głównym elementem wsparcia Ukrainy przez nasz kraj jest transfer dużych ilości sprzętu wojskowego. Czy zatem powyższe wątpliwości formułowane pod kątem stanu polskich sił zbrojnych są uzasadnione? Odpowiedzi szukajmy w poniższej analizie.

Wojna na Ukrainie – sytuacja pod koniec lipca

152 dzień wojny. Na froncie bez większych zmian. Rosja okłada pozycje ukraińskie, jak i cele cywilne, ostrzałem artyleryjsko-rakietowym, Ukraińcy rewanżują cię punktowymi atakami HIMARS-ów, głównie celując w rosyjskie składy zaopatrzenia i centra dowodzenia. Jako, że rosyjska logistyka jest taka sobie, jej składy są skoncentrowane, nie rozproszone, to ataki mają sens. Nawet pojedyncze trafienie może wywołać spektakularną reakcję, zwłaszcza, kiedy trafi się w skład paliwa lub amunicji.

Rosjanie mogą wycofać część zaopatrzenia poza zasięg obecnych pocisków z HIMARS-ów, ale to utrudni dowóz zaopatrzenia na front, bo transport kołowy u Rosjan też nie działa bardzo wydolnie, do tego ciężarówki są łatwym celem dla partyzantki czy dywersantów.Pojawiają się też doniesienia o kontrofensywie UA w rejonie Chersonia, ale na razie to bardziej ofensywa twitterowo-facebookowo-tik-tokowa, niż przeciwuderzenie z prawdziwego zdarzenia. Tu na rozwój wydarzeń musimy poczekać…

W każdym razie, na Wschodzie bez zmian, wojna na wyczerpanie trwa.Polska bierze w tym konflikcie aktywny udział, od kilku dni potwierdziły się dane, że na Ukrainę poszły kolejne armato-haubice Krab no i czołgi PT-91 Twardy. Nie powiem, wspieramy jak możemy, a nawet ponad to co możemy. Pojawiają się wyrwy w szeregach Sił Zbrojnych RP.

Czołg K2 dla polskiej armii

No i teraz słów kilka o tym, a dokładnie o modernizacji armii PL w klimacie kimchi, czyli o współpracy zbrojeniowej z Republiką Korei. Uważam, że strategicznego partnera do współpracy wybrano trafnie. Dla USA czy nawet Niemiec byliśmy i będziemy junior-partnerem, dla Korei Południowej możemy być głównym odbiorcą części sprzętu i oknem na Europę Środkowo-Wschodnią (EŚW). Jako potencjalnie najważniejszy klient możemy nieco się potargować i ugrać więcej, niż z USA czy Niemcami. Dla USA jesteśmy jednym z wielu odbiorców, a dla Niemiec… Ciągle nie mogę oprzeć się wrażeniu, że pomimo twardych danych handlowych Niemcy wciąż traktują region EŚW jako jakiś półcywilizowany bantustan. Do tego polityka Niemiec w świetle wojny na UA budzi w Warszawie silne obiekcje, i nie dotyczy to tylko PiS-u. Wiarygodność Berlina jako sojusznika poszła w dół… Do tego Korea Południowa ma dobrze rozwiniętą zbrojeniówkę i wysoki poziom technologiczny, a jej doświadczenia mogą przydać się przy odbudowie polskiego przemysłu zbrojeniowego.

Wracając do wątku sprzętowego, nasze MON ustami ministra Błaszczaka wspomniało o nabyciu czołgu K2 i jego modernizacji-polonizacji do K2PL, armato-haubic K9 (tu również opcja polonizacji i budowy ‘Super-Kraba’ łączącego najlepsze cechy Kraba i K9) oraz samolotów FA-50. Słuchałem wczoraj rozmowy redaktora Jarosława Wolskiego z ppłk Krzysztofem Płatkiem. Cóż, na youtube, jak i w planach MON wszystko wygląda pięknie, natomiast ja mam pewne wątpliwości. Tzn. – gdyby to wyszło tak jak się MON zakłada, to byłoby naprawdę nieźle.

Natomiast wiem w jakim kraju żyję, kontrast między planami a rzeczywistością bywa duuuży.Po kolei. Najmniej kontrowersji budzi kwestia czołgu. Na UA poszło pewnie już z 300 T-72 i PT-91, pewnie pójdą kolejne PT-91, może i z 500 czołgów łącznie. Mamy nabyć 250 najnowszych Abramsów oraz za ‘półdarmo’ 116 używanych, co zatka dziurę sprzętową. Natomiast Korea Południowa oferuje od ręki K2, który pozwoli na pełne zatkanie wyrwy sprzętowej. Czołg jest dobry, na pewno lepszy od T-72 i PT-91, poza tym trafi do PL szybko. Koreańczycy oferują też jego polonizację, czyli jak najwięcej komponentów made in PL, poprawę opancerzenia oraz finalnie produkcję licencyjną w Polsce. Bagatela, jakieś 1000 czołgów, które miałyby zastąpić starsze Abramsy, Leopardy no i posowiecki sprzęt, który i tak znajdzie swój mniej lub bardziej bohaterski finał na stepach Ukrainy. Brzmi nieźle.

Haubice K9 i samoloty FA-50 z Korei Południowej

Podobnie z armato-haubicą K9. Najpierw ‘z półki’ gotowe działa, potem kolejne ‘spolonizowane’, w końcu produkcja. Mówi się o 600 nowoczesnych armato-haubicach, łączących najlepsze cechy K9 i Kraba. Byłaby to artyleryjska potęga, mogąca precyzyjną amunicją zrobić każdemu agresorowi niezłe lanie.

Na koniec lekki samolot FA-50, który mógłby robić za tańsze wsparcie dla F-16, dysponując nowoczesnym uzbrojeniem dla zwalczania celów powietrznych, jak i naziemnych, a może i morskich. Też brzmi pięknie, zwłaszcza, że mówi się o pełnym serwisie w Polsce.

Takie są plany. Co może stanąć na przeszkodzie – polityka, kasa, organizacja, ludzie. Co do polityki – przyjdzie kiedyś nowa ekipa i wywali dorobek poprzedników do kosza. Bywało już i tak w PL, że nawet sensowne pomysły nowa ekipa rządząca spuszczała w toalecie, bo nie były jej lub inne czynniki odgrywały rolę. Ryzyko jest, a wybory za rok… Zobaczymy co będzie, oby PiS z opozycję się dogadało w kwestii programów zbrojeniowych, ale porozumienie opozycja-PiS to jak lot Polaka na Marsa obecnie…

Te problemy mogą uniemożliwić lub utrudnić modernizację polskich sił zbrojnych

Kasa – wiadomo, zbrojenia to worek bez dna, a takie zakupy, licencje i integracja w system (o czym za chwilę), kosztują krocie. Idzie spowolnienie gospodarcze, oby nie recesja, co może uderzyć w plany zbrojeniowe. Zawsze możemy dodrukować złotówek, ale nie będzie to bez konsekwencji dla polskiej waluty. Organizacja… Całe to uzbrojenie trzeba spolonizować (to kosztuje) i zintegrować z tym co mamy. Np. Kraby współdziałają z systemem Topaz, dronami FlyEye i to w miarę działa, co przyznają Ukraińcy. Drony wykrywają, Topaz daje dane, a Kraby celnie strzelają. Efekt robi wrażenie, ale tak działa system. Wyjmiesz jedną cegiełkę z systemu i całość nawala. Podobnie tu.

Wszystkie programy o których piszę byłyby wieloletnie i wymagane jest minimum consensusu, że ich nie przerwiemy i nie odetniemy finansowej kroplówki. Oby się nie skończyło na tym, że kupimy z 200 gotowych czołgów, 100 gotowych haubic i jakieś ubogie FA-50. Wtedy coś takiego byłoby bez sensu, bo tylko kasa podatnika poszłaby do Korei. Już lepiej byłoby dokupić Abramsy i F-16, no i zwiększyć moce produkcyjne Huty Stalowa Wola, aby mogła wytwarzać więcej Krabów. To co proponuje MON ma sens tylko przy dobrej organizacji i wieloletniej współpracy z Koreą. Wtedy jest szansa na polonizację czołgów i dział samobieżnych, dużą produkcję no i może jakiś eksport.

To samo z lekkim FA-50. Jak kupimy to w ‘bieda wersji’, to będzie to taki słabszy F-16, który nie będzie ani dobrym myśliwcem, ani dobrym szturmowcem. Jak ktoś sobie wyobraża, że podwiesi się pod niego ‘głupie bomby’ i poleci na przeciwnika, który jakąś tam obronę przeciwlotnicza ma, to proszę poczytać o stratach szturmowych Su-25 nad Ukrainą. Jakieś 40-60% w wyniku ostrzału z ręcznych wyrzutni przeciwlotniczych oraz innych rodzajów OPL. Straty bardzo duże, w przypadku FA-50 byłoby podobnie, albo i gorzej, bo samolot ten nie ma takiego opancerzenia jak Su-25. Natomiast jak dobrze zrobimy FA-50 w wersji PL, z możliwością przenoszenia nowoczesnych rakiet powietrze-powietrze, pocisków precyzyjnych powietrze-ziemia czy przeciwokrętowych, to ma to sens. W czasie pokoju ten lekki samolot mógłby robić za konia roboczego od szkoleń, patroli, itp. Jest tańszy w obsłudze i godzina lotu kosztuje dużo mniej niż na F-16. Piloci FA-50 mogą przesiąść się na F-16 i vice versa. W czasie – odpukać – wojny, samolot ten mógłby wesprzeć F-16 i F-35 niszcząc np. drugorzędne cele, czy walczyć na mniej intensywnych odcinkach frontu. Dzięki broniom precyzyjnym mógłby zwalczać cele z pewnej odległości bez narażania się na duże straty i całość dałaby wartość dodaną. Czyli mamy opcję idealną, ale i opcję kiepską, aby w warunkach PL nie okazało się, że realną.

Na koniec ludzie. Ktoś musi obsłużyć ten sprzęt, zarówno walcząc w nim, jak i wspierając go logistycznie. MON wspomina o rozbudowie armii PL do sześciu dywizji, patrząc na demografię jak będą cztery (no może piąta, jakaś lekka) to będzie dobrze. Sprzęt sprzętem, ale jeżeli nie obsłużą go wykwalifikowani żołnierze, to taki sprzęt będzie do niczego i cała kasa włożona w niego przepadnie. Warto myśleć o tym teraz, abyśmy kupując broń nie zapomnieli, że broni używa człowiek i od jego wyszkolenia, motywacji i umiejętności zależy jej skuteczność.

dr Łukasz Stach